Zespół Szkół Ogólnokształcących

Szkolny Klub Koneserów Sztuki zaprasza!

W tym miesiącu, wraz z grupą Monty Python, wcielającą się w dzielnych rycerzy króla Artura, wyruszymy na poszukiwania Świętego Graala. W tym celu cofniemy się do roku 1975, kiedy to Pythoni stworzyli swój pierwszy pełnometrażowy film zatytułowany Monty Python i Święty Graal. Zgodnie ze swoim zwyczajem i dość ograniczonym budżetem, członkowie grupy sami napisali scenariusz i obsadzili się w większości ról. Reżyserię powierzyli Terry’emu Gilliamowi i Terry’emu Jonesowi. Ten pierwszy odpowiadał bardziej za kwestie techniczne, podczas gdy na barkach tego drugiego spoczywał komediowy aspekt produkcji. Ostatecznie, za niewielkie pieniądze, udało im się zrealizować jedną z najlepszych komedii wszech czasów. Poznajmy zatem kilka ciekawostek na temat tej produkcji.

Pythoni nie byli osamotnieni w finansowaniu swojego filmu. Zespół Pink Floyd, którego członkowie byli wielkimi fanami Latającego Cyrku Monty Pythona (do tego stopnia, że przerywali nawet sesje nagraniowe, tylko po to, żeby obejrzeć nowy odcinek serialu w telewizji), przeznaczył pieniądze zarobione przez płytę The Dark Side of the Moon, na wspomożenie budżetu Świętego Graala. Swoją cegiełkę dołożyły także zespoły Led Zeppelin i Genesis.

Lecz mimo tak wspaniałomyślnej, rockowej pomocy, nadal trzeba było zastosować trochę cięć budżetowych, co po latach stało się zresztą jedną z najbardziej charakterystycznych cech tego filmu. Jak chociażby słynne naśladowanie odgłosu galopującego konia poprzez uderzanie o siebie połówek kokosa nie było planowanym od początku dowcipem. Ekipy po prostu nie było stać na prawdziwe konie. Na szczęście kreatywni Pythoni nawet to potrafili przekształcić w kultowy skecz. Podobnie było zresztą z zamkiem, który okazał się tylko modelem.

W czasie produkcji grupa nieustannie była zirytowana przepytującymi ich dziennikarzami, którzy zdawali się ciągle zadawać to samo pytanie: Jaki będzie wasz następny projekt? Pewnego dnia Eric Idle nie wytrzymał i palnął: Żądza chwały Jezusa Chrystusa! Kiedy dość szybko okazało się, że ta odpowiedź zamykała usta reporterom, pozostali Pythoni zaczęli jej używać za każdym razem, kiedy padało pytanie o kolejny projekt. Po zakończeniu Świętego Graala grupa zaczęła się nad tym poważnie zastanawiać. Doszli do wniosku, że satyra na samego Chrystusa raczej nie wchodzi w grę, jednak mogą zrobić parodię życia ludzi w czasie pierwszego wieku naszej ery. Tak właśnie narodził się pomysł na zrealizowany kilka lat później Żywot Briana (1979).

Podobnie jak w serialu, za wszystkie animowane elementy odpowiadał Terry Gilliam, który stosował swoje słynne wyklejanki i kolaże. Jedna z najbardziej charakterystycznych animacji w Świętym Graalu, przedstawiająca postać Boga, to tak naprawdę fotografia słynnego, dziewiętnastowiecznego angielskiego krykiecisty, W.G. Grace’a.

W scenie przedstawiającej krwiożerczą bestię z jaskini, która okazała się morderczym króliczkiem, użyto prawdziwego białego królika. Jego futerko zabarwiono czerwoną farbką (imitującą plamy krwi), która miała być zmywalna. Po skończeniu tej sceny, właściciel królika był dosyć niezadowolony, kiedy odkrył, że barwnika nie da się w żaden sposób pozbyć. W komentarzu do filmu Terry Gilliam opisywał, że właściciel był obecny w czasie kręcenia i produkcję trzeba było awaryjnie wstrzymać, na czas, kiedy ekipa desperacko próbowała doczyścić królika, zanim właściciel się zorientuje. Chyba nie trzeba dodawać, że była to próba nieudana. Gilliam stwierdził też, że gdyby mieli większe doświadczenie w robieniu filmów, ekipa po prostu by kupiła królika, zamiast go wypożyczać. Samemu

królikowi nie stała się żadna krzywda (poza tym, że jeszcze przez jakiś czas mógł udawać krwiożerczą bestię).

Z kolei podczas pojedynku Króla Artura z Czarnym Rycerzem, ten drugi odgrywany był przez Johna Cleese’a, jednak kiedy Artur odcina mu pierwszą kończynę, wykorzystano prawdziwego aktora z jedną nogą (który jednocześnie był okolicznym złotnikiem). Terry Gilliam żartował później, że w późniejszej scenie, kiedy Czarny Rycerz ma już odcięte obie nogi, zaoszczędzono mnóstwo pracy, bo ekipa musiała wykopać dziurę tylko na jedną nogę. Nie była to jednak prawda, jako że Cleese potwierdził potem, że w tym momencie, to on był zakopany w ziemi.

John Cleese wcielał się też w rolę Czarodzieja Tima, co wymagało od niego stania na wierzchołku klifu. Aktor mówił potem, że po jednej stronie czekał go śmiertelny upadek, a po drugiej stronie tylko taki, który okaleczyłby go na całe życie. Dodatkowo, w czasie kręcenia tej sceny wiał bardzo silny wiatr, który w każdej chwili mógł zepchnąć Cleese’a. Tak więc, pomiędzy ujęciami, aktor przywierał do ziemi, próbując uniknąć zdmuchnięcia w przepaść. Cleese wspomina to doświadczenie jako bardzo przerażające, ale nie miał innego wyjścia, wiedząc, jaki grupa ma budżet i ograniczenia czasowe.

Zresztą, czarodziej nazywa się Tim, dlatego, że Cleese zapomniał, jak naprawdę miała się nazywać ta postać. Spontanicznie powiedział więc: Niektórzy nazywają mnie… Tim, przyczyniając się tym samym do powstania kolejnej niezamierzonej, aczkolwiek kultowej sceny.

„Prędkość przelotu jaskółki bez obciążenia, to około 11 metrów na sekundę, albo 38 kilometrów na godzinę. W tym czasie uderza ona skrzydłami od 7 do 9 razy na sekundę, zamiast 43 razy. Prawdą jest, że 140-gramowy ptak nie jest w stanie unieść półkilogramowego kokosa, co więcej, żadna jaskółka nie waży 140 gramów. Jaskółka dymówka, która jest najpopularniejszym gatunkiem jaskółek w Anglii, waży jedynie 20 gramów”.

Prosimy nie regulować odbiorników!

Scroll to Top
Skip to content